Witam,
na początku (z góry przepraszam za obszerność tego postu) dziękuję Wam z całego serca za wydanie PSoH - była to jedna z nielicznych mang, których wydania w Polsce wyczekiwałam od lat. Porzuciłam już nadzieję, a tu taka wspaniała niespodzianka! Z tego, co czytałam na forach, komiks spotkał się z dobrym przyjęciem także ze strony tych, którzy wcześniej go nie znali, zatem wypada pogratulować Wam trafnego wyboru serii.
Czas na moje uwagi - najpierw te pozytywne.

Matowa obwoluta prezentuje się świetnie i lepiej pasuje do klimatu serii niż błyszcząca. Podoba mi się też projekt okładki oraz obecność numeracji stron. Słyszałam, że zmieniliście drukarnię - i b. dobrze, bo mój egzemplarz tomiku, tak jak u innych Waszych czytelników, posiada sporo nieczystości i prześwitujących stron. Poza tym dodam, że przydałyby się większe wewnętrzne marginesy - nieraz musiałam mocniej rozchylać tomik, żeby przeczytać tekst znajdujący się bliżej grzbietu, zwłaszcza jeśli był napisany mniejszą czcionką, jak przypisy. Robiłam to także, by pooglądać "schowane" przy zszyciu części ilustracji, a kreska jest tu przecież b. ładna. Wspomniane przypisy to zresztą naprawdę duży plus, chociaż sporadycznie zdarzały się takie, które zdawały mi się zbędne (np. ten o szczurołapie z Hameln i o rasach psów). Tłumaczenie tomiku nr 1 jest sprawne i miło mi się je czytało. A raczej - miło by mi się je czytało, gdyby nie słaba korekta/redakcja. Tak, czas przejść do sedna sprawy.
Nie studiowałam filologii polskiej i nie zwykłam czytać od razu nastawiona na wyłapywanie błędów (skupiam się, jak chyba każdy, na treści publikacji), ale podczas lektury PSoH co i rusz jakiś rzucał mi się w oczy, tak że skutecznie umniejszyło to moją przyjemność z odbioru komiksu... Były to błędy najróżniejszej natury, ale najbardziej bolały mnie te ortograficzne, od nich zatem zacznę spis pomyłek, które zwróciły moją uwagę. Specjalnie poświęciłam trochę czasu i poszukałam numerów stron, na których się pojawiły, bo nie chciałam rzucać ogólnikami typu "złe umiejscowienie przecinków".
Błędy ortograficzne:s. 58, s. 61, s. 126 - "nie ważne" zamiast "nieważne" (muszę przyznać, że się po prostu przeraziłam, jak to zobaczyłam w druku, i to tyle razy). Co ciekawe, na s. 156 słowo to zostało zapisane poprawnie (przypadek?

).
s. 57 - "możnaby" zamiast "można by".
Zbędne przecinki (zaznaczone podwójnym przecinkiem w cytatach): opis na obwolucie - nie powinno być przecinka przed "czy strach".
s. 4 - "w przypadku niedotrzymania umowy
,, nasz sklep nie ponosi żadnej odpowiedzialności..."
s. 13 - "to rzadki
,, i niezwykły gatunek."
s. 97 - ''miejsce, gdzie dzieją się rzeczy
,, przekraczające granice ludzkiej wyobraźni.'
s. 71 - " pierwsza [zasada]: każdego dnia dawać jej świeże owoce
,, albo żywą przekąskę."
s. 123 - "tak
,, czy inaczej (...)'" - a na s. 126 jest już dobrze - "tak czy inaczej".
s. 154 - "Mówi się że jej ojciec był w trakcie pracy nad projektem, który po opatentowaniu, mógłby zrobić z niego milionera." Tu, żeby zdanie było poprawnie zapisane, powinno się albo dodać przecinek po "który" ("po opatentowaniu" jako wtrącenie), albo zlikwidować przecinek po "opatentowaniu". Poza tym przy "Mówi się że" brak przecinka przed "że".
s. 189 - w przypisie nr 1 nie powinno być przecinka po "taniec".
"Zjedzone" litery: s. 38 - "niebezpiecze
(ń)stwo", s. 189 - "w trop
(i)kach".
Powtórzone litery/słowa: s. 60 - ''nie potrafił
się odciąć
się od tego wizerunku."
s. 172 - "już nie boli
i.", drugie "i".
Inne błędy interpunkcyjne (poza przecinkami): s. 56 - zbędny apostrof w "Hendrix'a"- powinno być Hendriksa albo Hendrixa.
s. 157 - "to po niemiecku : "trzynaście"" - zbędna spacja przed dwukropkiem.
s. 166 - "Dopóki przestępca nie zostanie złapany...", a na następnym kadrze: "...Muszę wytrzymać...". Jest to kontynuacja tej samej myśli (jednego zdania), rozpoczęta wielokropkiem, zatem "muszę" powinno być z małej litery. Na s. 170 taki sam porwany ''myślotok'' jest zapisany prawidłowo.
s. 179 - niekonsekwencja: Dreizehn krzyczy po niemiecku "Nein!", ale w polskim tłumaczeniu kwestii mamy "Nie.", czyli już bez wykrzyknika.
Przypadek, co do którego nie jestem pewna: s. 91 - "słodką ciemność, którą nazywamy ''śmiercią''"- cudzysłów zdaje mi się tu być zbędny, ale nie wiem, czy takie użycie jest faktycznie niepoprawne.

Wolałam jednak o tym wspomnieć, bo i to rzuciło mi się w oczy jako błąd (być może niesłusznie i nauczę się czegoś nowego).
Błędy w pisowni nazw własnych/słów zagranicznych: s. 161 - "Guten morgen" - Morgen powinno być z dużej litery. Zdaję sobie sprawę, że to zapewne występujący w oryginale błąd samej autorki - ale jest to błąd na tyle podstawowy, a i pozdrowienie jest na tyle znane, że można to było poprawić.
s. 187 - przy opisie Kyuu: "[...] to rogaty królik (Volvertinger)". Akurat znam legendę o tym rogatym króliku z Bawarii i jego poprawna nazwa to Wolpertinger (ew. Wolperdinger). Znowu myślę, że to raczej na pewno błąd autorki, ale można było przy korekcie sprawdzić tę nazwę - niejapońską przecież, a zatem "podatną" na złe zapisanie przez Japonkę - i poprawić.
Nienaturalne sformułowania: s. 135 - policjantka powstrzymująca detektywa przed podążeniem za matką Alice krzyczy doń ''Zostaw!''. Brzmi to dla mnie bardzo dziwnie, jakby ganiła dziecko, które sięgnęło po alkohol. Łatwo byłoby to zamienić na naturalniej brzmiące "Zostaw
ją!" albo nawet "Zostań!".
Jak widać, tylko jedno sformułowanie było dla mnie dość udziwnione*, co świadczy dobrze o samym tłumaczeniu.
*co prawda udziwnieniem jest też dla mnie pisownia "manager" (s. 74) zamiast spolszczonej "menedżer", ale w sumie obie są poprawne.
Problem z sufiksami japońskimi: Na koniec błąd najpoważniejszy, bo kulturowy. Przez cały tomik postacie
nie będące Japończykami posługują się japońskim sufiksem "-chan". Właścicielka ptaka z rozdziału pierwszego ("Pii-chan"), rodzice Alice w rozdziale trzecim ("Alice-chan"), Karen w rozdziale ostatnim ("Drei-chan") - wszyscy oni są Amerykanami!
W oryginale sufiksy te były obecne, ponieważ to właśnie przez nie tworzy się w języku japońskim m.in. zdrobnienia i tylko dlatego autorka "włożyła" je w usta obcokrajowcom. Co prawda można zostawiać w tłumaczeniu sufiksy japońskie dla orientalizacji, jednak wyłącznie wtedy, gdy bohaterowie utworu sami są Japończykami - zdawało mi się to oczywistością. W przeciwnym razie, tak jak tutaj, po zostawieniu ich w przekładzie wychodzą takie kurioza, jak Amerykanin wołający na córkę "Alice-chan".

Dodam jeszcze, że Hrabia D co prawda jest Azjatą/wygląda na Azjatę, ale to niekoniecznie oznacza, że jest Japończykiem, a i on posługuje się w polskiej wersji nieszczęsnym sufiksem ("Kyuu-chan").
Zamiast "-chanów" proponowałabym a) zdrobnienia na modłę polską b) jeśli polskie zdrobnienia nie brzmią dobrze, zwykłe wersje imion c) ew. dopiski wskazujące na zażyłość (w rodzaju "kochanie"), oczywiście jeśli pasują w danym kontekście.
Wszystko to lepsze od powstałego w PSoH niezamierzonego absurdu.

Wyszło mi tego sporo i przepraszam za tę ścianę tekstu; niestety korektorka się nie spisała. Cała ta wyliczanka powstała dlatego, że kibicuję Waszemu wydawnictwu i zależy mi na tym, by Wasze wydania była jak najlepsze. Inaczej niektórzy klienci mogą się zniechęcić i mimo iż PSoH jest bardzo bliski memu sercu, to i ja będę musiała poważnie zastanowić się nad dalszym kupowaniem serii, jeśli przy 3-4 tomiku poziom językowy pozostanie bez zmian w stosunku do obecnego.
Pozostaje mi na koniec (uff!) życzyć Wam powodzenia w dalszej działalności!